o rany julek pytania i odpowiedzi
"O Rany Julek. O tym jak Tuwim został poetą. Dzieci bzdurzą i - że tak powiem chcą być bzdurzone. Potem im to przechodzi. Któremu nie przejdzie - zostaje poetą.Julian Tuwim. Gdzie możemy spotkać tuwima? Julian Tuwim. to jeden z najchętniej czytanych polskich poetów XX wieku, który pisał zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci.
Quiz znajomości lektury. Streszczenie szczegółowe. Plan wydarzeń. Zapoznanie się z krótkim streszczeniem lektury „Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą” Agnieszki Frączek jest niezwykle wartościowe dla uczniów. W zwięzły i klarowny sposób, streszczenie pozwala na szybkie przyswojenie kluczowych elementów fabuły
Identyfikator produktu 364380. Tytuł Rany Julek! O tym jak Julian Tuwim został poetą. Agnieszka Frączek. Język oryginału polski. Data premiery 2013-04-25. Wymiary produktu [mm] 240 x 170 x 9. Okładka okładka twarda. Waga Produktu [kg] 0.32.
29, 85 zł. Gwarancja najniższej ceny. Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą. 1 osoba kupiła. dostawa we wtorek. 19, 55 zł. Pucio robi porządek. 652 osoby kupiły.
Discover the best professional documents and content resources in AnyFlip Document Base. Rany Julek! Jak Julian Tuwim został poetą. View flipping ebook version of Rany Julek! Jak Julian Tuwim został poetą published by Biblioteka on 2020-09-06. Interested in flipbooks about Rany Julek!
Site De Rencontre Sérieux Et Gratuit Pour Les Femmes. WACŁAW KRUPIŃSKIWACŁAW KRUPIŃSKIJULIANA JABCZYŃSKIEGO wspomnienia nie tylko teatralne-Te cudowne wspomnienia siedzą w człowieku - mówi Julian Jabczyński, popularny krakowski aktor. I choć już na emeryturze - przechodził na nią po 50 latach pracy z okrzykiem "O, rany Julek!", co zarejestrowały kamery podczas benefisu w Teatrze STU - nadal pojawia się na scenie. Ostatnio w "Spaghetti i mieczu" Tadeusza Różewicza w reżyserii Kazimierza Kutza. Występował na niemal wszystkich scenach Krakowa - w Teatrze im. Słowackiego, w Starym, w Ludowym, w Bagateli, ale także w kabarecie Jama Michalika, w którym spędził ponad 30 lat. Komplementując Juliana Jabczyńskiego z okazji 25-lecia słynnego kabaretu, Andrzej Warzecha na łamach "Dziennika" pisał: _"Dystynkcja, a zarazem ujmujący rodzaj dandyzmu Juliana Jabczyńskiego są chyba nie do podrobienia". _Ale też, powiedzmy sobie szczerze, na popularność aktora pracowała także jego sława birbanta i szaławiły. Czego i teraz, snując wspomnienia, nie byłby Hamlet - Kiedyś grzałem dużo wódki, to chyba mój mały błąd... - wyznaje z błyskiem w oku. A i słabość do kobiet nie była mu obca. Zresztą niełatwo było się opierać pokusom, gdy miało się urodę amanta, co panie - w przeciwieństwie do reżyserów - doceniały w pełni. "Kto wie, gdyby nie było ryb i innych przyjemności, może byłby Hamlet -zastanawiał się aktor w wywiadzie z okazji 40-lecia pracy artystycznej. Mówił też: Dzisiaj, z perspektywy lat, żałuję, że grywałem same "komedyje", chociaż były to komedie wartościowe. Wtedy niczego nie analizowałem i czułem się szczęśliwy. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ponieważ miałem powodzenie u publiczności". Potwierdzał to kilkakrotnie organizowany przez "Dziennik Polski" plebiscyt na najulubieńszych aktorów Krakowa. Zdjęcie z 1949 roku. "Zemsta nietoperza" zrealizowana w krakowskiej Operetce. - Jaka obsada fantastyczna- mówi aktor i wymienia: Mariana Demara, śpiewaka przedwojennej Warszawy, Marię Artykiewicz, Wojciecha Ruszkowskiego, późniejszego aktora Starego Teatru, i Leona Wyrwicza. Na zdjęciu właśnie Demar i Jabczyński, który grał Alfreda. A dostał tę rolę dzięki wystawianemu w Teatrze Powszechnym TUR "Klubowi kawalerów", gdzie grał Władysława. - Reżyserował Funio Orzechowski, redutowiec, który był mi szalenie życzliwy, a jaka obsada - Halina Kwiatkowska, Zygmunt Kęstowicz... Śpiewaliśmy piosenkę Zechentera "Prawidła miłości te same". I na tym spektaklu był mój wielki przyjaciel, Tadzio Kondrat, to wspaniały aktor, lepszy niż jego syn, i cudowny człowiek. Spodobało mu się to, co robię i choć wiedział, że nie znałem nut, ale byłem zgrabny chłopak i miałem ładny głos, zaproponował mi rolę w reżyserowanej przez siebie i Kazimierza Opalińskiego operetce Straussa. Odmówiłem. Nigdy wcześniej nie śpiewałem z orkiestrą. Tadzio przyszedł jednak następnego dnia ze sprawującym kierownictwo muzyczne Wacławem Geigerem i ten uroczy człowiek, który chyba od razu poczuł do mnie sympatię, rzucił: Julek, ty głupi - bo on był taki żywiołowy - będziesz się patrzył na mnie, a ja ci wszystko pokażę. I tak spowodował, że grałem to z 70 razy, choć zawsze miałem sraczkę ze strachu... I radziłem sobie. No, jednej z partii, gdzie jest wysokie C, nie potrafiłem zaśpiewać, odwracałem się wówczas tyłem do widowni, a wykonywał ją za mnie uczeń ze szkoły... - Operetka ta powodzenie miała niesłychane, byłem dumny i szczęśliwy. I niech pan patrzy, jakie towarzystwo wspaniałe: Stanisława Zawiszanka, Wojciech Ruszkowski... I śliczna Miła Terlecka, w której się kochałem. - Z wzajemnością? - Tak, chyba tak... Zaprzyjaźniłem się też wtedy z Leonem Wyrwiczem. Wpisał mi potem piękną dedykację na zdjęciu: "Kochanemu cacy dupkowi....". Dwa miesiące później przygotowali wodewil "Królowa Przedmieścia". Majcherka grał Eugeniusz Załucki z Teatru Kolejarza, Jabczyński - jego przyjaciela, Zygmunta. Ale spektakle nie cieszyły się już wielką popularnością. W 1949 r. Operetkę, noszącą naonczas nazwę Teatr Muzyczny Towarzystwa Przyjaciół Żołnierza, i więzień Do Krakowa przyjechał w 1945 roku. Rozpoczął naukę w studiu Teatru im. Słowackiego, do którego przyjął go Karol Frycz, dając od razu tzw. prawo grania. - Grałem epizodziki, poznałem wspaniałych aktorów, z którymi się zaprzyjaźniłem, dzięki umiejętności gry w szachy. (Umiejętność tę posiadł młody Julo w Rumunii, gdzie siedział w więzieniu wojskowym w sali z ok. 40 Żydami, wygrywając z nimi na pieniądze.) - I przez te szachy zbliżyłem się do Opalińskiego, bo on lubił ze mną grać... To w Rumunii właśnie, dokąd trafili z matką i siostrą jako uchodźcy, zaczął być aktorem, choć już jako dziecko lubił recytacje. Występował tam w podziemnym teatrze w ośrodku polskim w Krajowej. Statystował też jako Korwin Jalnescu, bo Jabczyński to było dla nich trudne nazwisko, w rumuńskim teatrze. Znajomość języka pozostała aktorowi do dzisiaj. - Za Ceausescu ZASP wysłał mnie do Rumunii. Przez dwa tygodnie płakałem ze wzruszenia. Jestem wielkim patriotą rumuńskim, to taki dobry naród, dlatego krew mnie zalewa, jak się pisze o Cyganach, że to Rumuni. Mnie nikt nie obraził przez pięć lat wojny, nikt mi nie zrobił krzywdy. I oto po tylu latach byłem w tym kraju znowu. Naturalnie pojechałem do mojej ukochanej Krajowej i spotkałem się z zespołem teatru, w którym niegdyś statystowałem. Potem trafiłem na jakieś wesele, bo uwielbiam ich folklor. Gdy zanuciłem po rumuńsku przedwojenny hymn tego kraju "Niech żyje król w pokoju...", to oni przestraszeni pouciekali. Zresztą o tych pięciu latach w Rumunii mógłby aktor opowiadać wiele. Czego wtedy nie robił - układał płyty chodnikowe, kopał rowy, walczył w cyrku jako bokser. W 1943 r. podjął próbę ucieczki z Rumunii, by dostać się na front - jak ojciec, żołnierz Andersa. Złapany nie przyznał się, że jest Polakiem i tak trafił do więzienia, skąd wydostała go mama, uprosiwszy królową o zwolnienie. Skończyła się wojna. Aktor z matką i siostrą postanowił rozpocząć nowe życie w bieda Krakowskie początki nie były łatwe. - Mieszkałem w baraku Czerwonego Krzyża, nierzadko bywałem głodny... - przywołuje tamte lata aktor. Ale też wyznaje: - Byłem biedny, ale chciałbym, by tamte czasy wróciły, byle wraz z młodością... Bieda spowodowała, że opuścił Kraków. - Już nie mogłem wytrzymać. Mieszkania nie miałem, niczego nie miałem. Kolegom z Krakowa, jak Holoubkowi, było łatwiej - byli stąd, mieli rodziny, mieli gdzie mieszkać, miał im kto dać jeść. Owszem, wiele osób mi pomagało, Józef Karbowski, Władysław Woźnik, który został ojcem chrzestnym mojej córki, Ola Śląska stawiała mi często obiad... Straszna była bieda. Dlatego, kiedy pojawiła się możliwość, zdecydowałem się jechać do Opola. Pamiętam, spotkałem Osterwę, który został dyrektorem po Fryczu, zaczepiłem go: Mistrzu, nie wiem, czy dobrze robię, ale muszę opuścić szkołę i teatr, bo mam propozycję do Opola. A on pogłaskał mnie: Synu, nie wiem, czy dobrze robisz, może ja bym ci pomógł, zastanów się. I może bym się zastanawiał, ale Antek Żukowski, jeszcze przedwojenny aktor, który słyszał tę rozmowę, rozwiał moje nadzieje: Nie licz na to, on dla każdego chce być dobry, bo to jest było posłannictwo I tak ciężarówką z demobilu pojechał aktor na Opolszczyznę, gdzie spędził sezon teatralny 1946/47. W tej ciężarówce spotkał paru kolegów z Krakowa, Wiktora Sadeckiego, z którym zaprzyjaźnili się na lata i z którym wspólnie znajdą się w przyszłości w Jamie Michalika. - A zaczęło się w tej ciężarówce: Witam kolegę, czy kolega się napije? - spytał Wicio, i tak mnie nauczył pić wódkę. Byłem przyzwyczajony tylko do wina. Owa wódka pozwalała zresztą przeżyć godziny spędzane w rosyjskiej ciężarówce, którą jako Teatr Ziemi Opolskiej przemierzali wsie i miasteczka. 150 objazdów w ciągu sezonu. - Jechało się wczesnym popołudniem, wracało głuchą nocą, grało się w salach nieopalonych, z wybitymi szybami, a i tak ludzie potrafili czekać na nas i po dwie godziny. W tym teatrze spotkałem aktorów z mojego Stanisławowa, w tym Zuzię Łozińską, kiedyś dyrektorkę Teatru Ziemi Pokuckiej im. Moniuszki w Stanisławowie. Jako dziecko obserwowałem ją podczas występu w sali Sokoła w Śniatynie, skąd pochodził mój ojciec, grała Elizę w "Pigmalionie" Shawa. Przypomniałem jej to, rozczuliła się... W Opolu wystawiali "Królową Przedmieścia". I każdego wieczoru podczas jednej piosenki na proscenium wychodził duży biały szczur. Jakby słuchał. - Pewnego razu chciałem go zabić, ale jeden ze starszych kolegów, właśnie ze Stanisławowa, złapał mnie za rękę: "Nie zabijaj go, bo to może być aktor na pokucie". - To był rok ciężkiej fizycznej pracy - wypalone Opole, trupy w gruzach. To było prawdziwe posłannictwo i, myślę sobie, że to był mój największy wkład w teatr. Wszyscy byliśmy na ty Po roku wrócił do Krakowa. Podjął pracę w Teatrze TUR, skończyła się bieda. W następnym sezonie już był na Wybrzeżu - u Ivo Galla. Wrócił jednak szybko, by do 1956 roku grać w Słowackim. Już statystując w Krajowej, uwielbiał przesiadywać u krawców, maszynistów. Podobnie w Krakowie. - Pan wie, co to byli za ludzie - przedwojenni. Kazio Meres, Sadecki, Kazio Witkiewicz, ja uwielbialiśmy siedzieć u krawców, z maszynistami jeździliśmy na ryby, oni robili nam muchy, te błyszcze, naprawiali wędki, wszyscy byliśmy na ty. O garderobianym Jurku Kulawskim, o perukarni braci Stępniowskich, o brygadierze sceny Wojtku Kurpanie nigdy nie zapomnę. Jak on mi mówił: Julek, dobry byłeś, to wiedziałem, że nie kłamie. On dobrze wiedział, słuchał za kulisami, a skalę porównawczą miał znakomitą - oglądał największych mistrzów. - Pamiętam, jak nastał w teatrze Bronisław Dąbrowski. Pamiętam, spotkałem Ksyka, głównego elektryka, jeszcze sprzed wojny, bladego jak trup, który wypadł z budynku, usiadł na ławce pod kościołem i wzburzony krzyczał: _Ja z takimi bandytami nigdy nie pracowałem, nikt mi nie wymyślał od idiotów, od kutasów. _I to była prawda, on nie był przyzwyczajony do chamstwa - był panem. Przed wojną jako główny elektryk Teatru Miejskiego zarabiał 800 zł i po każdym spektaklu brał do knajpki na ulicę Rajską swoich dwóch czy trzech pracowników. Płakałem pół nocy - Naturalnie - ciągnie opowieść aktor - robił Dąbrowski dobry teatr, ale jak się ma Jana Kurnakowicza, Kazimierza Opalińskiego, Tadeusza Kondrata, to trudno nie robić dobrego teatru. - O, Kurnakowicz, to był mój największy cyc, wie pan, co to cyc? To określenie Witka Sadeckiego, to taki facet, który biednym stawia wódkę. Kurnakowicz i obiady stawiał - mnie, Kaziowi Meresowi... Kraków uwielbiał go i Gryzię Kuźniakównę Dlatego szkoda, że Kaziu wyjechał do Warszawy. Tamte lata nie były dla Juliana Jabczyńskiego dobre i z innego powodu. Ojciec, jak większość tych od Andersa, pozostał w Londynie. Dla syna oznaczało to wezwania na przesłuchania, szykany, pogróżki. Na szczęście nadszedł 1956 rok. Wtedy też nastały dla aktora najlepsze artystyczne lata - przeszedł do Starego Teatru, kierowanego przez Władysława Krzemińskiego. Spędził tam 15 lat. Z przeszło 100 zagranych ról najważniejsze zagrał Jabczyński właśnie wtedy: Kapitan w "Indyku", Gruby w "Na pełnym morzu" znów u Mrożka i też w reżyserii Zamkow, i mat Urban w "Huraganie na Cainie" w reż. Haliny Gryglaszewskiej, i Hotelarz w "Dziewięciu bez winy" w reż. Jerzego Jarockiego, i sierżant Blom w "Skandalu w Hellbergu" w reż. Jerzego Kreczmara, i Generał w "Śmierci porucznika" Mrożka w reż. Jana Biczyckiego. Takie role się pamięta. Podobnie jak niektóre odrzucone. - Krzemiński zaproponował mi - wspomina aktor - rolę w "Śmierci komiwojażera" z Jadwigą Zaklicką i Kazimierzem Fabisiakiem, ale Zamkow, której wierzyłem, mi to odradziła. I jak zobaczyłem premierę, płakałem pół nocy. To była rola dla mnie. Nie myliła się natomiast Zamkow, powierzając Jabczyńskiemu rolę Kapitana w "Indyku", choć dyrektor Krzemiński upierał się przy innym aktorze. Zachwycał się nią na naszych łamach Tadeusz Kudliński ("Jabczyński stworzył arcykomiczny a esencjonalny typ integralnego prostaka, zarazem żałosnego w swej tępocie "ostatniego nihilisty"), komplementował aktora Henryk Vogler, przyznając, że mylił się, gdy jako kierownik literacki Starego popierał dyrektora, chwalił Ludwik Flaszen. - Sam siebie też kiedyś pokarałem, było to w Teatrze Ludowym za dyrekcji Józefa Szajny. Dostałem propozycję grania w sztuce "Puste pole" Hołuja, koszmarnej. A ja po tytułowej roli w "Don Kichocie" w adaptacji Zamkow i reżyserii samego Szajny, powiedziałem, że nie będę w tym grał. A potem teatr wyjechał z tą sztuką do Włoch. Największą popularność dawał Michalik. Również pieniądze. Naturalnie nijak się one miały do obecnych możliwości ją ogromnie Dziś, z perspektywy lat, blask dawnej sławy, pieniędzy, jakiekolwiek by one były, wszystko to nie jest najważniejsze. - Niczego nie chcę, tylko żebym chodził i żeby mnie nie bolało - wyznaje aktor. Tak, w pewnym wieku (Jakim? Urodziłem się dość dawno, o czym świadczy fakt, że Stanisławów leżał jeszcze na terytorium Polski - pada enigmatyczna odpowiedź.) "szlachetne zdrowie" staje się wartością nadrzędną. I jest jeszcze w tych wspomnieniach osoba, która powraca co chwilę - Zofia Więcławówna, tancerka, choreograf, aktorka. Zobaczona na scenie w "Bracie marnotrawnym" Brandstaettera, potem poznana dzięki Arturowi Marii Swinarskiemu. - Żonie wszystko zawdzięczam. To była wyjątkowa pani - starsza ode mnie, mądrzejsza. Im dłużej żyję, tym bardziej widzę, ile dla mnie zrobiła, ile mnie nauczyła. Była wspaniała tak w życiu - gdy nie mieliśmy pieniędzy, robiła swetry na drutach, jak i na scenie, pewnie dlatego tak kochał ją Kantor, gdy była u niego w teatrze... Gdyby nie moja żona, to może bym się stoczył. Kochałem ją ogromnie, choć pewnie nie zawsze byłem wobec niej fair. Bo ja wszystko brałem przez serce. Myślę o Zosi nieustannie - i nieraz mi wstyd, ale tego może proszę nie pisać...
Wiersz „Ranyjulek” Juliana Tuwima jest charakterystyczną dla tego autora – przynajmniej na pewnym etapie jego twórczości (lata dwudzieste) – pochwałą witalności. Już sam tytuł sugeruje, że nie będziemy mieć od czynienia z utworem ułożonym, „grzecznym”. Ranyjulek to przecież typowe zawołanie, jakie można było usłyszeć na ulicach polskich miast przed II wojną światową. Zawołanie, dodajmy, charakterystyczne dla młodzieży z niższych warstw społecznych– w ten sposób mógł wyrażać swoje emocje młody czyściciel butów, chłopak handlujący gazetami czy ów andrus (małoletni złodziej), pojawiający się w wierszu. Tak więc sam tytuł zmienia niejako perspektywę odbiorcy – wiemy, że nie będziemy mieć do czynienia z dziełem wzniosłym, pisanym przez autora, który czuje się kapłanem poezji. I faktycznie, podmiot liryczny przedstawia coś, co można określić jego „programem życiowym”. Nie ma tam miejsca na górnolotne sformułowania – dowiaduje się natomiast, że Powinienem z wiatrami po ulicach się włóczyć,[…]/Od andrusów, dryndziarzy powinienem się uczyć. Tuwim wychwala czerpanie z życia pełnym garściami, życie dzikie i nieposkromione. Podmiot liryczny nie chce tylko od czasu do czasu posmakować szaleństwa. XVIII wieczna arystokracja mogła wyobrażać siebie w roli pasterek i pastereczek – natomiast nasz nie zamierza tylko wyobrażać sobie siebie w roli „andrusa”. On naprawdę pragnie prowadzić się w niejako anarchiczny sposób. Zamierza pohukiwać na psiakrew i psiamać! oraz Od rynsztoka do ściany zygzakami się toczyć. Ów anarchizm (rozumiany jako postawa, nie jako program polityczny) jest tak wszechogarniający, że podmiot liryczny cofa się nawet przed zbyt daleko idący, planowaniem swoich losów. Chce „gwiazdy łykać i na nogach się chwiać!” – oznacza to, iż jest otwarty na to, co przyniesie mu los. Bo tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie się udajemy, a to, jak wygląda nasza droga. A droga jest dobra, gdy potrafimy czerpać z każdej chwili i dostrzegać cudowność każdej minuty. Forma utworu (kilka informacji)–układ rymów abab–sformułowania potoczne („ranyjulek”, psiakrew)–wykrzyknienie (psiakrew i psiamać) Rozwiń więcej
Ali: Mamo, pytałaś lekarzy czy wymyślili już lekarstwo na klątwę Ondyny? Ja: Nie wymyślili Alinko. Ali: A PYTAŁAŚ? Ale to było w piątek. W sobotę rano nagłe pogorszenie sytuacji. Julek zaczyna się dusić. Saturacja spada. Robi się siny. Nie pomagają zwykle stosowane procedury. Wreszcie wymieniamy rurkę tracheo. Była zapchana gęstą wydzieliną. Od razu sytuacja wraca do normy. Ale Julek nadal jest zdenerwowany. Potrzebuje świętego spokoju, żeby się wyciszyć. Na nieszczęście zdążyli przybiec lekarze z OIOM-u. I wbrew naszej woli zarządzili przekazanie dziecka na intensywną terapię celem wykonania badań i dalszych obserwacji. My zostajemy pod drzwiami. Tata może wejść na oddział po 3 godzinach. Zastaje Julka odurzonego morfiną i przywiązanego do łóżeczka. Bo był zdenerwowany i ciągnął za Broviac. Tłumaczymy, ze przecież wszystko jest już dobrze i jeśli sami będziemy się mogli nim zająć, nie będzie konieczności stosowania metod wyciszających. Nie kwestionujemy kompetencji, ale dbamy o dobro naszego dziecka, które ma EMOCJE. Zwyczajnie boi się obcych ludzi. Nie chcemy by był przywiązywany i sedowany. Na próżno. Julek musi zostać na OIOM-ie na noc. Sytuacja powtarza się następnego dnia. Na szczęście Julek ma się znacznie lepiej. Negocjujemy z lekarzem dyżurnym przełączenie na respirator domowy, co stanowi warunek wyjazdu z OIOM-u. Negocjujemy z chirurgami, by ci zechcieli przyjąć Julka z powrotem na oddział. Trochę to trwa. Ale wieczorem się udaje. resztą, czy Julek wygląda na dziecko wymagające intensywnej opieki medycznej?
Sprawdź ogłoszenia w Polsce Rany boskie Julek Jan Karp Nasza Księgarnia Książki » Dla dzieci 8 zł Warszawa, Bielany 29 lip Rany Julek! Agnieszka Frączek lektura 1-3 Książki » Literatura 10 zł Białystok, Słoneczny Stok 27 lip RANY JULEK szuka kucharza Białystok, Centrum 27 lip Pełny etat Umowa o pracę Książka " Rany Julek" Książki » Literatura 18 zł Warszawa, Wola 25 lip Rany Julek O tym jak Julian Tuwim stał się poeta Książki » Literatura 15 zł Warszawa, Białołęka 24 lip Rany Julek lektura 1-3 szkoły podstawowej Książki » Literatura 15 zł Opole 23 lip Książka rany Julek lektura Książki » Literatura 10 zł Warszawa, Bemowo 23 lip Lektury kl. 3 podst. Det. pozytywka, Elfa, Rany Julek,Dr Dollite Książki » Dla dzieci 45 zł Brody-Parcele 22 lip Książka Rany Julek Książki » Literatura 15 zł Warszawa, Śródmieście 21 lip Rany Julek - Agnieszka Frączek Książki » Dla dzieci 20 zł Łódź, Górna 21 lip Lektura" o rany Julek" Książki » Literatura 10 zł Krępice 19 lip Rany Julek, Agnieszka Frączek Książki » Literatura 10 zł Poznań, Łacina 19 lip Rany Julek książka lektura klasy 3 Książki » Dla dzieci 15 zł Raszyn 19 lip Książka lektura Rany Julek klasa 3 Książki » Literatura 10 zł Sopot, Dolny Sopot 19 lip Rany Julek O tym jak Julian Tuwim został poetą Agnieszka Frączek Książki » Dla dzieci 15 zł Białogard 19 lip Książka:Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim... Frączek Agnieszka Książki » Dla dzieci 19 zł Kraków, Bieżanów-Prokocim 18 lip Książka "Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą" Książki » Dla dzieci 20 zł Opypy 18 lip Książka lektura O rany Julek j. Nowa Książki » Literatura 15 zł Wrocław, Fabryczna 17 lip Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim zostalmpoetą. Książki » Literatura 15 zł Zakrzewska Wola 15 lip Rany Julek!O tym jak Julian Tuwim Książki » Literatura 20 zł Daszewice 14 lip Brak zdjęcia Rany Julek lektura Książki » Literatura 14 zł Legionowo 12 lip Sprzedam książke/lekture pt Rany Julek Książki » Dla dzieci 20 zł Kraków, Bieżanów-Prokocim 11 lip Rany Julek o tym jak Julian Tuwim został poetą Agnieszka Frączek 24zł Książki » Dla dzieci 24 zł Kalisz 8 lip Lektura szkolna Rany Julek! O tym jak Julian Tuwim został poetą. Książki » Dla dzieci 22 zł Murowana Goślina 4 lip
Opowieść o Julku – niezłym ziółku. O budowaniu bardzo skomplikowanych, do niczego niesłużących maszyn i urządzeń. O hodowli zaskrońców w pudełku, zaklinaniu kamieni i… nieudanym wysadzeniu w powietrze pewnej łódzkiej kamienicy. To właśnie dzięki wielu swoim pasjom Julek został poetą. I to takim poetą: że choćby przyszło tysiąc pisarzy i każdy tysiąc strof by wysmażył, i każdy nie wiem, jak się nadymał, nikt nie dogoni Julka Tuwima. Rany Julek! to napisana ze swadą historia dzieciństwa Juliana Tuwima. Znajdziecie tu wiele historii z jego życia poprzeplatanych wierszami i żartami. A wszystkie tak barwne i wybuchowe, jak mikstury chemiczne małego Juliana.
o rany julek pytania i odpowiedzi